czwartek, 10 kwietnia 2014

Zemsta - sezon II




Mniej więcej rok temu zaczęłam oglądać Zemstę. Nie żałuję. To był świetny wybór. I w tym momencie polecam ją każdemu. 

Nie będzie to recenzja. Raczej mój komentarz na temat Zemsty. Jeśli obejrzałeś II sezon lub niestraszne są Ci SPOILERY, czytaj dalej.

    Na początku Emily rozwalała swoich wrogów z łatwością, więc nie czułam tego ‘dreszczyku emocji’. Sytuacja zmieniła się po pojawieniu się Amandy, a przy finale sezonu nie mogłam się już oderwać od komputera. Victoria zginęła? Bez jaj! Ale to nic. Teraz jestem świeżo po obejrzeniu II sezonu, który okazał się co najmniej 2 razy lepszy od I.



    Po pierwsze: dużo się dzieje - pojawia się tajemniczy Aiden, organizacja planuje następny atak, Daniel przejmuje firmę, Conrad ubiega się o fotel burmistrza, Amanda ginie, a Jack chce ją pomścić. O finale już nie mówię, bo to osobny temat. 






Po drugie: Aiden. Jest bardzo przystojny, przez Nolana zwany Bondem (faktycznie tak wygląda i zachowuje się) i oczywiście spotyka się z Emily. Kiedy w I sezonie iskrzyło między Jackiem a Em, bałam się o pomyślność jej misji. Jack to dobry chłopak z sąsiedztwa, nieświadomy zagrożenia oraz tożsamości Emily. Ich związek mógł zniszczyć wszystko. Do tego w późniejszym czasie umawiał się z Amandą.  Za to Aiden o wszystkim wie i pomaga Emily. O niego nie bałam się, wręcz aż chciałam, żeby byli razem.  Na razie wyszło jak wyszło.


            Po trzecie: nowe twarze bohaterów. Zwłaszcza Conrada, Victorii i Ashley.

Nie spodziewałam się tego po Conradzie. Dobra, był odpowiedzialny za wrobienie Davida Clarka itd., ale żeby współpracować z Organizacją w taki sposób? Nie sądziłam, że będzie tak bezduszny i chciwy. Zaskoczyła mnie trochę reakcja Victorii na to. Nie myślałam, że będzie aż tak gwałtowna. A jednak  ma sumienie. 

A Ashley? Miałam ją za manipulantkę, która troszczy się tylko o siebie. Przynajmniej takie wrażenie sprawiała w I sezonie.  Chciałam, żeby wyjechała z Taylorem i już się nie pokazywała, a jednak teraz ją w jakimś stopniu polubiłam. Teraz pomagała Jackowi w zemście na Graysonach. Co prawda miała w tym swój interes, ale jednak.



Po czwarte: finał i wszystko co do niego doprowadziło.
  • Śmierć Amandy mną wstrząsnęła. Nie spodziewałam się tego.  A żeby tego było mało, Jack zaczął się mścić. To do niego takie niepodobne! Niestety (lub stety, jak kto uważa) nie ma tyle w sobie siły co Emily i średnio mu to wychodzi.
  • Organizacja przejmuje Padlinę i porywa Padmę, która później ginie, a przynajmniej tak się wydaje. Nolan poznaje tożsamość Sokoła. W końcu nasi ukochani bohaterowie odpalają program i zapada ciemność w Nowym Jorku.
  • Wybuch w firmie Graysonów, w którym miał zginąć Jack. Ginie jednak Declan, zostawijąc Charlottę z brzuchem.
  • I ostatnia scena – Emily mówi Jackowi, że to ona jest prawdziwą Amandą.  


Co zrobi Jack? Czemu Padma zeznaje na Nolana? Czy może jednak żyje? To było by podobne do organizacji. Co teraz zrobi Victoria?

niedziela, 9 marca 2014

Książka: "Umarli czasu nie liczą" Kim Harrison

   Hej. Zaczynam bloga od raczej nieprzychylnej recenzji, ale cóż, książka po prostu mi się nie spodobała. Mam nadzieję, że będzie się miło czytało.





Tytuł: "Umarli czasu nie liczą"
 
Autor: Kim Harrison
 
Wydawnictwo: Amber
 
Ilość stron: 272
 
Ocena: 2/10



O czym?
            W świecie "Umarli..." istnieją żniwiarze ciemności i żniwiarze światła. Ci pierwsi zabijają ludzi, którzy przeszkodzą w planie zbawienia, a drudzy chronią dusze, dając im prawo do wyboru czy pójdą złą ścieżką czy nie. Madison Avery została zamordowana przez żniwiarza ciemności, Setha. Jednak ukradła swojemu zabójcy amulet, dzięki któremu może funkcjonować w społeczeństwie. Pomaga jej odnaleźć się w nowej sytuacji żniwiarz światła, Barnaba. Jednak właściciel amuletu chce go odzyskać. Madison musi coś zrobić, zanim zły żniwiarz wróci.

Fabuła
            Pomysł świetny, jednak wykonanie o wiele gorsze. Niestety w "Umarli..." było bardzo mało wątków, przez co bardzo się nudziłam. Zero komplikacji czy w ogóle jakichś zwrotów akcji. Autorka nie opisywała życia codziennego Madison. W książce znajdowały się opisy tylko związane z jej walką o przetrwanie. Zostało bardzo mało wyjaśnione o świecie przedstawionym, a informacje o zdolnościach głównej bohaterki czy innych żniwiarzy pojawiały się we wspominkach Madison lub wyjaśnieniach innych bohaterów, jednak tak niezrozumiale, że wydawało mi się, że przegapiłam kilka rozdziałów lub poprzednią część książki.

Postaci
            Bohaterowie niestety bardzo jednowymiarowi, nieskomplikowani, mdli. Madison Avery próbuje być niezależna i do tego ma oryginalny styl. Jednak mi wydawała się niespecjalnie inteligentna. Typowa główna bohaterka, która musi poradzić sobie z przeciwnościami losu. Następną postacią jest Barnaba, jej nauczyciel. To pozbawiony jakiegokolwiek charakteru anioł. W książce po prostu był... Nic więcej. Niby pomagał Madison przez prawie cały czas, ale można było go nie zauważyć. Seth/Kairos to psychopata, który boi się umrzeć. Odegrał większą rolę dopiero pod koniec historii, ale nie wydawał mi się straszny, może trochę obłąkany. To tyle jeśli chodzi o jego osobę. Jakiś charakterek mieli, według mnie, tylko Ron i Josh. Chociaż i tak niewielki.
            Postaci w "Umarli..." po prostu istnieją. Są tylko chodzącymi lalkami, które poruszają się jak autorka im każe.

Język
            Niestety warsztat autorki jest bardzo średni. Zero opisów miejsc, w których bohaterowie się znajdują i emocji Madison, chociaż powieść jest pisana w 1-osobowej narracji. Książka składa się z akapitów:
a) o niczym - coś co robi Madison (np. obserwuje czy w pobliży nie ma kruków itp.) pani Harrison potrafi opisywać na przynajmniej jedną stronę;
b) niezrozumiałych - przeważnie pojawiają się, kiedy bohaterowie opowiadają o świecie aniołów, człowiek właśnie wtedy myśli: "Czy mnie coś nie ominęło?";
c) wyjętych prawie jak z pism naukowych - to fragmenty, w których Madison opisuje swoje nowe zdolności, tu styl myślenia głównej bohaterki bardzo różni się od "normalnego" - dużo mniej inteligentnego;
            Przez banalny i niekiedy trudny do zrozumienia język ciężko się czyta tę książkę.

Podsumowanie
            2/10                 Zmarnowany potencjał. Przeczytałam opowiadanie-prolog w "Bale maturalne z piekła rodem" i podobało mi się to. Myślałam, że kontynuacja będzie ciekawa. Ostatecznie żałuję, że kupiłam tę książkę, bardzo się na niej zawiodłam. Jednak podziwiam autorkę za umiejętność opisania prawie niczego na aż (!) 270 stronach. Muszę dorzucić jeszcze, że polskie wydanie ma bardzo dużo literówek. Nie polecam